Historie przedmiotami pisane (2006)

Historie przedmiotami pisane  RYTM 2006

O przedmiotach, które niekoniecznie są wartościowe, ale z jakichś powodów ważne dla ich właścicieli, opowiadają: Artur Barciś, Ernest Bryll, Piotr Dzięciołowski, Anna Dymna, Stefania Grodzieńska, Jerzy Janicki, Jan Kobuszewski, Maciej Kuroń, Maciej Kurzajewski, Wanda Kwietniewska, Edward Lutczyn, Ilona Łebkowska, Ludwik Maciąg, Marek Majewski, Jerzy Maksymiuk, Michał Ogórek, Małgorzata Maria Potocka, Justyna Sieńczyłło, Marek Siudym, Magda Stużyńska, Mariusz Szczygieł, Szymon Szurmiej, Marzena Trybała, Barbara Wrzesińska, Elżbieta Zającówna, Xymena Zaniewska-Chwedczuk, Ewa Złotowska i Marek Frąckowiak. Ktoś wspomina maskotkę, ktoś inny zegar unieruchomiony przez Rosjan na wiele lat, jeszcze ktoś stuletnią maszynkę do mięsa... Pewien mężczyzna przywiązał się do starej walizki, pewna kobieta do zwykłego kamienia, a jedna pani zdobyła nakrycie głowy... ścisłego zarachowania.

Recenzja z portalu http://rynek-ksiazki.pl

Pomysł tej książki podsunął chyba autorowi książki Marcel Proust. Rolę „Magdalenek” u Piotra Dzięciołowskiego spełniają najprzeróżniejsze bibeloty. Choćby pluszowy miś - zabawka jego zmarłego synka. Albo niewykorzystany bilet autobusowy z lipca 1978 roku. Autor nie dojechał do Kazimierza Dolnego, by spotkać się z wypoczywającym tam ojcem. Śmierć dotarła do taty szybciej. Dzięciołowski, ceniony fotografik, nie po raz pierwszy sięga po pióro. Przed paroma laty zajmująco przedstawił okruchy wspomnień miłośników jeździectwa, teraz ukazuje epizody z biografii postaci publicznych przez pryzmat przedmiotów. Często bezwartościowych, ale z jakichś powodów ważnych dla ich właścicieli. Artur Barciś opowiada o swoim talizmanie, czapeczce Lejzorka Rojsztwańca z teatralnej adaptacji tej powieści Ilii Erenburga. Ernest Bryll przedstawia dzieje rodzinnego zegara i ostatniego fragmentu monumentalnej kolekcji egzotycznych motyli gromadzonej przez jego pradziadka. Jerzy Maksymiuk wyjaśnia kulisy przywiązania do coraz trudniej dostępnych dwukolorowych ołówków. Jerzy Janicki zdradza, że nie potrafi rozstać się z pamiątkami z rozmaitych etapów życia, toteż jego dom przypomina rupieciarnię, a Jan Kubuszewski ujawnia, iż pieczołowicie przechowuje niemalowany kawałek drewna. Czytając poszczególne miniatury przekonujemy się po raz kolejny, że przypadek odgrywa w biografiach istotną rolę. Gdyby nie rozmaite obrazki, walizki, wieczne pióra, fajki, okulary, broszki etc., koleje losu bohaterów opowiadanych przez Piotra Dzięciołowskiego historii mogłyby kształtować się zupełnie inaczej. Może szczęśliwiej, ale wtedy nie powstałaby ta liryczna proza.

Recenzja z portalu http://www.lekturyreportera.pl
Rzecz o książce „Historie przedmiotami pisane” Piotra Dzięciołowskiego

Jakiś miesiąc temu, w oczekiwaniu na nową czeską opowieść Mariusza Szczygła i literacki smakołyk Roberta Makłowicza, w jednej z moich ulubionych księgarni trafiła na mnie (tak, czasami to właśnie książka trafia na człowieka) zgoła inna ciekawostka. Z twardej okładki patrzyły na mnie to przedmioty, to mniej lub bardziej znane twarze, a wśród nich nadmieniony już Mariusz Szczygieł. Nie tylko jednak obecność autora „Zrób sobie raj” popchnęła mnie ku książce z ciekawą i jednocześnie sympatyczną obwolutą. Po niedawnych doświadczeniach przeprowadzkowych miałam szereg refleksji na temat przedmiotów, które gromadzę i od których nie potrafię się uwolnić, mimo iż nie spełniają żadnej użytkowej funkcji. Po co mi stare kalendarze, pierwszy prześwietlony film, znaleziona dawno temu na ulicy uszkodzona kaseta VHS czy opakowanie po herbacie sprzed sześciu lat? W wyniku owych okoliczności książka powędrowała ze mną do domu. Okazało się, że trzymam w rękach historie różnych ludzi o przedmiotach, które z różnych przyczyn są dla tych ludzi ważne. Pomysł na tego typu opowieści należy do Piotra Dzięciołowskiego, dziennikarza o imponującym stażu, który znany był dotychczas bardziej z pisania o koniach („Koń to jest ktoś” z 2003 chociażby). Dzięciołowski wszystkie te narracje zebrał i zredagował, spinając je pod wspólnym tytułem „Historie przedmiotami pisane”. Nie jest to bynajmniej ksiązka utrzymana w posthumanistycznym duchu, gdzie przedmioty traktowane są autonomicznie. Przeciwnie, jest szalenie antropocentryczna. Chodzi w niej o ludzi, pytanie o poszczególne przedmioty to tylko pretekst, albo nawet więcej, to soczewka, przez którą poznajemy konkretne osoby, zgodnie z myślą Andrzeja Franaszka, że przedmiot może być jakąś pośrednią drogą do człowieka. Ta metoda badawcza sprawdziła się w tej książce. I tak mamy okazję zajrzeć do domów i serc dziennikarzy, aktorów, scenarzystów, poetów, artystów - sztuk 28. Klucz, jakim posługiwał się autor w doborze bohaterów, bliżej nieodgadniony. Żeby wymienić choć kilku: Jerzy Janicki, Michał Ogórek, Anna Dymna, Stefania Grodzieńska, Maciej Kurzajewski czy wspomniany niedawno Mariusz Szczygieł. Żeby nie pozostawać też dłużnym wyjątkowym przedmiotom, to w tym szlachetnym gronie znalazły się: misie, sukienki, bilety, czapki, zegary, kamienie, książki, zdjęcia, lalki, siodła, ołówki, pióra, trójwymiarowe fotografie, szklane kule czy mniejsze bądź większe rzeźby. Wszystkie posiadają przede wszystkim wartość sentymentalną, zaświadczają o konkretnym kawałku czyjegoś życia, stają się nawet jego nieodłączna częścią. Niektóre awansują do roli ratujących amuletów. Inne natomiast to pamiątki po najbliższych. Przy okazji czułego opowiadania o rzeczach bohaterowie dzielą się z nami swoimi lękami, smutkami, radościami, słabościami i marzeniami. Słowem mówią o przedmiotach i jednocześnie o sobie samych. Ot inna forma wywiadu. Wracam do swoich nieaktualnych kalendarzy, filmu, kasety i herbacianego opakowania. Patrzę na nie i przypomina mi się fragment mojego życia, pogoda, ludzie, miejsca i ja sama wówczas. Mam wrażenie, że bez nich zapomniałabym o tym wszystkim na amen. A tak wiem, że na szafie w pudełku po prawej stronie leżą, zawsze dostępne i gotowe przywrócić mi w dowolnym momencie przeszłe obrazy. Ten ich potencjał mnie uspokaja i sprawia, że czuję się względnie bezpiecznie. Ta książka z pewnością zachęca do takich rzeczowych podróży. Bo choć pod koniec lektury zapomina się dlaczego kolekcja motyli jest cenna dla Ernesta Brylla, a czapka tak ważna dla Artura Barcisia, to pozostaje w Tobie - Czytelniku, jakaś przemożna chęć zajrzenia do swoich skarbów i zastanowienia się po jakiego diabła jest ich cała wyspa.